Zalajkuj nas na Facebooku Oglądaj nas na YouTube Śledż nas na Twitterze Szukaj na stronie Szukaj w sklepie

Pisali o nas

SKLEP ONLINE

IMG 5347

Rano budzą nas mrówki, które bezlitośnie wkradają się do śpiworów, oraz huk petard mających odstraszyć tygrysy (!). W nocy trudno spać, gdy z rozciągniętej na bambusach prowizorycznej płachty nieustannie kapie woda. W ciągu dnia chwytamy się wszelkich sposobów, by choć trochę ochłodzić ciała rozpalone lejącym się z nieba żarem. Oto "uroki" Rainforest Challenge, na który - mimo tych wszelkich niedogodności - co roku przyjeżdża kilkadziesiąt załóg off-roadowych z całego świata.

(05.12.2007) Po prologu, który rozegrano w weekend, niedzielnym popołudniem rajdowa kawalkada zanurzyła się w dżungli. Mieliśmy szczęście, bo póki co z zapowiadanych deszczów skropiło nas zaledwie kilka mżawek. Dlatego kilkudziesięciokilometrowa trasa do pierwszego obozu żadnemu z kierowców nie sprawiła większych problemów. Tylko jeden pechowiec zapięty dla bezpieczeństwa na wyciągarce, stojąc na stromym podjeździe, musiał wymienić koło w swoim aucie. Strach pomyśleć, co by się działo, gdyby pogoda nie była dla nas taka łaskawa... Pomimo w miarę suchej nawierzchni obładowane samochody wspinały się na podjazdach, wykrzesując resztki mocy z silników i korzystając ze wszelkich dobrodziejstw techniki, w jakie wyposażone są prawdziwe terenówki - napęd 4x4, reduktor, a nawet blokady dyferencjałów. Przeprawa trwała już nocą i może to dobrze, bo nikt z nas nie widział, jak głęboka jest przepaść pod zdewastowanym mostem z bali, na którym auta niebezpiecznie ściągało w prawo...

Do obozu, który został rozbity na gliniastej polanie przeoranej wyschniętymi korytami strumieni, w sumie dotarło ponad sto aut. Czterdziestu rajdówkom towarzyszą jeszcze samochody organizatorów oraz wozy prasowe, które - choć z powodzeniem mogłyby startować w rajdach przeprawowych (wszystkie są nieźle wyposażone) - później mają jednak zawrócić, bo trasa stanie się dla nich za trudna.

IMG 5979

Terenowe motorówki
W poniedziałek rozegrano dwa kolejne oesy. Pierwszy polegał na przejeździe korytem rwącej rzeki, której nurt krył skalne głazy. Najlepsze załogi około dwustumetrowy odcinek pokonywały w tempie sportowej motorówki, przeskakując po skałach i wzbudzając kilkumetrowe fale. Inni znacznie dłużej marudzili w wodzie, która zalewała im silniki i dostawała się do wnętrza kabiny. Jedynym ratunkiem była wówczas wyciągarka. Kilka załóg poddało się, widząc, że nie wydostaną się o własnych siłach - wówczas z opresji ratował je samochód organizatora.

Drugi odcinek miał charakter sprinterskiej przeprawy przez dżunglę. Auta pokonywały serię parumetrowych, ale za to niemal idealnie pionowych podjazdów i zjazdów, czasem podrywając koła w strzelistej świecy, a czasem haniebnie wywracając się na bok.

Oba zadania nie sprawiły większych trudności załogom z polskiego Land Serwis Teamu. Defender małżeństwa Janaszkiewiczów na chwilę ugrzązł w wodzie, ale z pomocą wyciągarki szybko ruszył w dalszą drogę. Monstrualny Range Rover duetu Kowal - Babicz (to jeden z największych pojazdów uczestniczących w rajdzie) w pewnym momencie zaczął niebezpiecznie balansować na jednym ze stromych zakrętów, ale szybka interwencja pilota, który zawisł nad tylnym kołem, pozwoliła Polakom zjechać bezpiecznie na dół.

IMG 6941

Ucho igielne
We wtorek znów przemierzyliśmy kilka kilometrów dżungli, aby dotrzeć do zbiegu rzek, gdzie na zawodników czekały dwa kolejne oesy. Nie byłoby przesadą stwierdzić, że gdyby organizator chciał rozegrać cały rajd w jednym miejscu, dżungla dostarczyłaby mu wystarczającej ilości piekielnie ciężkiego terenu...

Przygotowane odcinki specjalne były próbami już najwyższej klasy. Auta z rzeki wspaniały się przy pomocy wyciągarek na pionowe zbocza, które czasem miały nawet kilkanaście metrów długości. Podczas zjazdów samochody nurkowały silnikami w dół, tak że czasem tylne koła odrywały się od podłoża. Nikt z obserwujących nie zazdrościł tych przeżyć kierowcom, którzy tylko dlatego nie leżeli na przednich szybach swoich pojazdów, ponieważ byli mocno przypięci pasami bezpieczeństwa.

Na oesach trwa zażarta walka pomiędzy czołowymi załogami malezyjskimi. Sporo tutejszych załóg jedzie autami z "podkręconymi" do 300 KM silnikami Toyoty Supry, co sprawia, że ich przejazdy są niezwykle widowiskowe, a zarazem pełne kunsztu. Polacy nie dysponują aż taką mocą, w dodatku ich samochody są znacznie cięższe, dlatego starają się wykorzystywać swój największy atut, czyli wysoką technikę jazdy.

IMG 5936

Nikt nie dawał szans naszemu Range Roverowi w starciu z wysokimi stromiznami, ale posiłkując się wyciągarką mechaniczną, a potem asekurując się taśmą, Piotr Kowal i Włodzimierz Babicz ekspresowo, a zarazem z gracją bez kłopotu pokonali pierwszy oes, który nie sprawił też większych problemów Markowi i Agnieszce Janaszkiewiczom.

Na drugim odcinku wyzwaniem był wyjazd z rzeki wprost na kilkumetrową skarpę, gdzie trzeba było się zmieścić pomiędzy dwoma drzewami z rozrośniętymi korzeniami. Większość aut wjeżdżając kołem na korzeń, klinowała się dachem o sąsiednie drzewo. Jedni dodawali wówczas gazu defasonując dach lub uszkadzając zawieszenie, inni kombinowali przy pomocy wyciągarek, trapów, a nawet podkładając pod koła olbrzymie głazy czy konary drzew. Defender Polaków po heroicznej walce jego pilotki przecisnął się między drzewami i wpadł na metę tuż przed końcem wyznaczonego czasu. Jako ostatni tego dnia, już przy zapadającym zmroku, na trasę wyruszył Range Rover z Land Serwisu, któremu - z racji potężnych gabarytów - nikt nie dawał szans na pokonanie "igielnego ucha" (którego czasem nie pokonywały nawet maleńkie Samuraie). Polacy pokazali klasę, umiejętnie podciągając się na dwóch wyciągarkach i przedostając się przez przeszkodę niemal bez zarysowania lakieru. Operacja ta zabrała im jednak wiele cennego czasu i choć najgorsze było już za nimi, nie zdążyli dotrzeć do mety na czas. W nagrodę zebrali jednak oklaski od widzów będących pod wrażeniem ich wyczynu.

Wtorkowym wieczorem polski zespół rozdzielił się - część z nas nie mogła wytrzymać oryginalnego "zapachu", która wydzielała kolacja naszych sąsiadów z Tajlandii i nocą udała się do kolejnego obozu. Samotny przejazd przez mroczną dżunglę pod bajecznie rozgwieżdżonym niebem z pewnością na długo zapadnie nam w pamięci...

X-DREAM.pl